Ale ok, dojechali my i mi nochal obmacali – nie żebym miał coś przeciwko, ale moje ADHD jak Matka mówi, się włączyło i impreza to była w gonitwie za mną. Ale słuchajta, ja tam siedzę, bo na leżenie podłoga za zimna, i nasłuchuje i mówią – „korekta nosa przed nami”. A ja to przeto w tym TVN-ie widziałem. Hola, hola – czy ja z żon Hollywood jestem czy co, że mi operację plastyczną fundują. Matka tłumaczy, myśli że mnie przekona. A daj Ty spokój kobito z tym pomysłem.
I wiecie co? Podstępem mnie po dwóch tygodniach zaciągnęli. Że niby na sprawdzenie, że potem do dziadka pojedziemy. A tego to ludzia lofciam. Ale gdybym to analizą objął wcześniejszą, to trochę przygotowań było.
I o 14 Matka mówi, że jadyma, hmmm, ale ja przeto głodny kobito. Może zapomniała nieogarnięta, czy co? Jadę, jadę i kogo widzę, vetka już stoi i coś tam do mnie jak do bobasa pitoli, aż tu nagle ja paczę i sru, kujkę z dupsko dostaję. No widział to kto, by tak z zaskoczenia. Wstydźcie się człowieki.
I tu cyrk się zaczął, albo i wesołe miasteczko, bo to jakby mnie w karuzelę wsadzili. Kobito łap mnie bo spadnę z tego kucyka. Widzę doktórkę, Matka buziaki mi daje, a ja chrapanie słyszę. Ło jej, to ja chrapię? Ale impreza. Ale jej finał taki superaśny nie był, bo ja wchodzę do vetki w kurtałce, a wychodzę w kloszu. No założyli mi coś na szyję i mówią, że na 10 dzionków, ale to chyba psie lata trzymałem – taaaak długo.
I cyrki Matka za mną miała, bo tu ucho swędzi, a tu dupa, i drap mnie Kobito. A widzę, że zaraz na mnie jej panika przejdzie, bo opowiada Dziadkowi co tak ze mną. I już wszystko kumam. Mi dziurki w nochalu powiększyć musieli, żebym siorbał powietrze lepiej. A potem mi szwy założyli czy coś, ale swędzi pieruńsko, mówię Wam.
Zaleceń parę Doktórka spisała:
Oj, jakie to ciężkie było, o jak ja się nasmutasiłem, i klosz to Matka mi zdejmowała jak do wodopoju podchodziłem bo jak się nachlać z abażurem na szyi?
Długich psich dzionków potem…
Jadyma do vetki, bez klosza, Matka ma podjarkę, koniec z moim marudzeniem, kanapa wróci do łask, bo tak to kobita na podłodze koczowała. Na mnie nie patrzcie, ja tam jej nie kazałem komary na gruncie ucinać. Ale czekamy za innymi ziomalami z dzielni, 2 godzinki i witają mnie na włościach. Ja paczę, a ten mi tu z narzędziem do nochala idzie. Wara ode mnie człeku, i co normalniejsi mówią, że nie da rady, no raczej – nikt mi nie będzie facjaty szpecił. I trzymają w czterech, na początku to ja myślałem że to grupowe tulenie ale jak mi wizjonery zamknąć paluchami chcieli to ja już się skapłem. Matka, ratuj, krzywdę dziecku robią. I agresor mi się włączył, bo cholera, ile ostrzegać można. Ugryzłem vetkę, chapnąłem jeszcze kogoś, a i tak 2 nitek z nosa się pozbyłem. Ale nie ma mocnych, podziękowali mi szybko za współpracę i coś do Matki o następnym dniu paplają. A nie mówiłem?
No i się doigrałem, jak tylko światło mnie z rana powitało, już w drodze do doktórki byłem i przywitała mnie z kuju kuju. A wiecie, że ziomka na poczekalni spotkałem to mówił że wszedł tam, i bez jajek wyszedł – myślałem że ściemnia. Ale pierwszy na zdjęcie nitek szedł i paczałem jak mi tu obok chrapać zaczyna. Dziwny jakiś, czy co? Kwadransik jak to Matka mówi minął, i sam imprezę przespałem, a jak wstałem, to jakbym od Łojca pifo wygrzmocił, tak mnie na lewo i prawo rzucało.
A dla wszystkich co kasiorę jak Matka liczą, to zabulić trza 600 zł za takie plastyczne dzieło i to już klosz się dostaje i wizytowanie po.
Takie to życie buldoga po przejściach.
1 Comments
Człowiekom też takie brzydkie rzeczy czasami robią jak za często chorują. Ale da się przeżyć!