Ale tak, pewnego dnia Matka przyszła i ja patrzę a ona moje rzeczy zbiera, to se pomyślałem, że to koniec – coś nabroiłem i eksportują mnie do Francji czy coś. Ale luz, nie bój żaby. Swoje rzeczy też do kufra wrzuciła. I dopiero się przygoda zaczęła. O szczegóły nie pytałem, bo ważne że z Matką byłem. A tu razem szafy rozkręcaliśmy, pakowaliśmy moje zabawki – w ramach wyjaśnienia, swoje łoże to ja żem do końca pilnował. Powaga.
Mam miejscówę spoko, Matka i Łojciec pracują z domu, więc i ja sam nie siedzę, a tu kanapa, a tu fotel, i nawet kolana się zdarzają. No ale kurczę, to Wam muszę przyznać – mało mam gdzie chodzić, bo to jakaś ograniczona dzielnia, jak Matka nazywa. Takie spoty wiecie, bez łąki i nie mam gdzie hasać i ludziowie chleb wyrzucają, i Matka się wkurza jak na niego poluję. No ale kobieto, trochę rekreacji, każdy robi to, na czym się zna. Zgodzicie się ze mną?
W każdym razie wracam na dobre. Opowiem Wam niedługo o moich gryzakach i drapanku – bo znowu alergia. Ale spoko, spoko – jestem cały.